wtorek, listopada 25, 2014

Jubileuszowy prezent

Jubileuszowy prezent
To jest mój setny opublikowany post!
Nawet nie wiem, kiedy to przeleciało :)
Z tej okazji mam dla Was prezencik.
Ostatnio zostałam zapytana jak zrobić taką bransoletkę z węzłem. To jest bardzo proste, ale okazało się, że osoba, która mnie o to spytała jest kompletnie początkująca w tematach koralikowych i zasypała mnie deszczem pytań. Dzięki temu uświadomiłam sobie, nie wszystkie osoby zaglądające do mnie są biegłe w koralikach. I dlatego postanowiłam zrobić mały kursik. Bransoletka jest naprawdę bardzo prosta w wykonaniu, ale na pytanie: jak zrobić "węzeł" nie potrafiłam udzielić odpowiedzi słownej. Łatwiej było pokazać.
Techniką zastosowaną w tej bransoletce jest bead-crochet czyli po naszemu technika sznurów szydełkowo-koralikowych. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji jej poznać, to proponuję zapoznać się z tym tutorialem autorstwa mistrzyni tematu - Weraph. Nie będę robić jej konkurencji, bo i tak nie mam szans. Zresztą sama uczyłam się sznurów właśnie od niej :) Dlatego zakładam, że już wiadomo jak taki sznur wykonać. Ja chcę skupić się przede wszystkim na węźle.

Jak zrobić węzeł płaski na bransoletce:


Należy wykonać dwa jednakowe sznury szydełkowo-koralikowe, każdy o długości równej długości planowanej bransoletki + dodatkowo 4-5 cm na węzeł. Czyli na bransoletkę długości 18 cm potrzebujemy dwóch sznurów 22-23 cm. Najlepiej będą wyglądały tu sznury jednokolorowe bez żadnych wzorów - oba takie same lub tak jak u mnie dwa różne.
Moja bransoletka została zrobiona z koralików TOHO 11/0 sznurem na pięć koralików w rzędzie, na kordonku o grubości tex = 3x50, szydełkiem nr 0,95 mm. Oczywiście mogą to być sznury innej grubości lub z innego rozmiaru koralików, jednak muszą one być dość wiotkie. Aby grubszy sznur nie był zbyt sztywny można go wyszydełkować na cieńszym kordonku lub ukośnikiem.
Gotowe sznury składamy na pół i oba końce razem wklejamy w końcówkę, lub zapięcie. Do przykładowej bransoletki idealnie pasować będą owalne końcówki do gąsieniczek o wielkości otworu = 12,5x7 mm. Do końcówek przyczepiamy jeszcze zapięcie. Otrzymamy takie dwie pętelki:


Różne kolory powinny ułatwić orientację. Załóżmy, ze to kolor A (niebieski) i B (granatowy).
Trzeba przepleść te pętelki przez siebie w taki oto sposób:
Pętelkę A należy przełożyć od spodu przez pętelkę B:


Następnie część pętelki B wklejoną w końcówkę należy przeciągnąć od spodu przez wystający koniec pętelki A:



 Lekko zaciągnąć:


I mamy gotowy węzeł:


Oczywiście dokładnie tak samo można zrobić naszyjnik - potrzeba będzie jedynie dłuższych sznurów.
Mam nadzieję, że wszystko jest jasne :)
Cały kursik w formacie pdf. jest do pobrania w zakładce "Moje schematy koralikowe".

poniedziałek, listopada 24, 2014

Nadciąga jubileusz i broszka dla Cioci

Nadciąga jubileusz i broszka dla Cioci
No, właśnie. Lada chwila opublikuję swój setny post. w dodatku za niecałe dwa miesiące stuknie mi roczek. To znaczy nie mi, tylko mojemu blogowi. Wydaje mi się, że to najwyższa pora na jakąś rozdawajkę. Niestety to dla mnie zupełnie nowy temat i dlatego liczę na Waszą pomoc. Co byście widziały (widzieli) w tej roli? Myślę, że powinno to być coś z szeroko pojętej biżuterii, ale co? Zauważyłam, że większość z Was nie miała dotąd do czynienia z wire wrappingiem, więc może ukręcę coś z drucików? A może coś z koralików? (bransoletka, kolczyki, spinka, a może pajączki). Jakieś inne pomysły? Czekam na Wasze propozycje. W razie czego, to co potrafię zrobić, a nawet już kiedyś zrobiłam można podejrzeć w zakładce "Ja na Picasie".

A teraz zmiana tematu.
Rok temu z małym kawałkiem uszyłam taką sutaszową broszkę:


Przeznaczona była na prezent imieninowy dla Cioci - osoby dość wiekowej (dobrze ponad 80), dlatego uznałam, że broszka będzie najlepszym pomysłem. Wstyd przyznać, ale nie udało się nam do Niej dotrzeć w zeszłym roku, skończyło się na telefonie z życzeniami. Broszka przeleżała grzecznie w takim oto pudełeczku ten roczek i została wręczona w sobotę:


Elementem centralnym jest niesamowity kaboszon obsydianu mahoniowego, który strasznie mi się spodobał. Został obszyty najpierw koralikami TOHO, później sznurkami w kolorach czarnym, rudym i brązowym, do tego jeszcze trochę czarnych koralików.


Broszka pochodzi z samego początku moich zmagań z sutaszem, i widzę w niej mnóstwo błędów, jednak nie zdecydowałam się na przerobienie jej.


Jest stosunkowo niewielka - ok 5 x 4 cm:


I bardzo trudno się ją fotografowało.

Na koniec chciałam się jeszcze pochwalić. W piątek dostałam paczuszkę  od Preciosy. To nagroda za pajęczą bransoletkę - kolejny (drugi już) kilogram koralików. W paczce było duże opakowanie szklanych perełek w pastelowych kolorach, 15 paczuszek różnych koralików z przewagą kolorów brązowych - niektóre są naprawdę cudne (TOHO nie ma takich ładnych brązów w ofercie) i oczywiście trochę gadżetów. Co ciekawe oprócz tego znalazłam w skrzynce nagrodę pocieszenia za dyńki, które też zgłaszałam, ale nie wygrały. Były tam dwa pudełeczka koralików i trochę gadżetów. Oprócz tego co na zdjęciu był jeszcze pendrive, ale został już zarekwirowany przez właścicielkę zwycięskiej bransoletki i drugi długopis zarekwirowany z kolei przez moją najmłodszą.


Muszę jeszcze trochę ponarzekać na Bloggera. Nie wiem dlaczego czasem nie chce tak traktować fotografii, jak ma przykazane. To znaczy na blogu nie chcą się wyświetlać w widoku Lightbox, a przy udostępnianiu posta na G+ jakby w ogóle nie było zdjęć w poście, tylko wrzuca coś z paska bocznego :(
Co ciekawsze nie zawsze tak jest. Raz post wychodzi dobrze, następny źle, potem znów dobrze. Nie wiecie czasem jak sobie z tym poradzić?
PS. Tym razem jest ok., ale poprzedni post już nie i jeszcze jeden wcześniej.

piątek, listopada 21, 2014

Moja mała szufladka

Moja mała szufladka
No, może już nie taka całkiem mała, ale mniejszej nie posiadam :)
Zosia jest moją najmłodszą córka i ma 13 lat, więc jeszcze się mieści w wytycznych do wyzwania. Ostatnio prezentowałam jej gumkowe dokonania, a teraz udało mi się namówić ją do zrobienia choinki. Oczywiście z gumek.


Choinka jest niewielka: ma niecałe 10 cm wysokości razem z gwiazdą i w najszerszym miejscu (na dole) niecałe 5 cm. Jest zielona, ma złotą gwiazdę na czubku, bombki z koralików na gałązkach, a cała opasana jest dwoma kolorowymi łańcuchami. Poza koralikami wszystko wykonane jest z gumeczek Rainbow Looms.


Wykonana jest w 100% przez nią. Począwszy od pomysłu, poprzez projekt, aż do wykonania. Nie korzystała przy tym z żadnych ściągawek, a mój wkład ograniczył się do kupienia gumek, zrobienia zdjęć i napisania tego posta.
Choinka jest bardzo giętka (w końcu wykonana jest z gumy) i nie ma mowy o tym żeby stała samodzielnie, ale za to bardzo dobrze jej się wisi. Zrobiłyśmy taka małą przymiarkę. Na razie w ogródku, ale za miesiąc z kawałkiem zawiśnie na świątecznym drzewku w domu :)


Choinkę zgłaszamy na najnowsze wyzwanie Szuflady:


poniedziałek, listopada 17, 2014

Nie wszystko złoto, co się świeci

Nie wszystko złoto, co się świeci
Bo u mnie w tej roli wystąpił mosiądz.
Kiedy Danusia ogłosiła kolorek na listopad nie byłam zachwycona, oj nie. Ale zdecydowanie nie zamierzałam odpuszczać. Trochę to trwało, ale... zrobiłam solidny rachunek sumienia, rozważyłam wszelkie za i przeciw i w końcu zdecydowałam się na:


Bardzo korciło mnie ostatnie zestawienie, ale mimo najszczerszych chęci nie znalazłam nic fioletowego, co mogłabym wykorzystać w tym celu. Natomiast znalazłam wisior "Roszpunka", który zrobiłam jakiś czas temu na wyzwanie w Kreatywnym Kufrze. Leżał sobie zapomniany w pudełku z mosiężnymi półfabrykatami. Nie nosiłam go, bo nie miałam nic do kompletu. A ja bez kompletu to nie potrafię. Dlatego zdecydowałam się na kolczyki. Kolorystyka jak najbardziej na miejscu: złoty kolor mosiądzu i biała masa perłowa z niewielkim zielonym malachitowym akcentem. Więc powstały takie kolczyki (Uwaga! Dziś będzie naprawdę dużo zdjęć):


Prawdę mówiąc jest to wersja numer dwa. Pierwotnie wymyśliłam sobie większą, strojniejszą i zdecydowanie bardziej złotą. Ale nie spodobała mi się. Mimo, że siedziałam nad nią kilka wieczorów zdecydowałam się ją zdemontować i zrobić od nowa. Wersja ostateczna jest mniejsza (raptem 4 cm długości bez bigla i 1 cm szerokości) i dużo skromniejsza. Jedno jest pewne, że te kolczyki będę nosić, bo tych poprzednich to chyba jednak nie.


Kolczyki wykonane są z mosiężnego drucika techniką wire wrapping, ale zastosowałam trochę nietypowy splot, bo warkocz. Jest to nawiązanie do wspomnianego wisiora. Tak więc oplotłam warkoczem malutką pastylkę białej masy perłowej, do tego doczepiłam niewielkie gronko miniaturowych perełek hodowlanych i 4 mm kuleczkę malachitu (kolejny ukłon w stronę wisiora).


Przy okazji dowiedziałam się, że na drucie mosiężnym nie potrafię utopić porządnych kuleczek, co najwyżej takie mini-mini. Jak go mocniej podgrzeję, to się po prostu spala. Dlatego niestety w gronku nie ma kuleczek na końcach tylko mini-loopiki. W ogóle z mosiądzu ciężko się wywija, bo jest on bardzo sprężysty i dużo twardszy od miedzi nie mówiąc już o srebrze. Bardzo szybko zużywam paznokcie obu kciuków i właśnie zastanawiałam się nad jakimiś stalowymi tipsami. Ja wiem, że są różne narzędzia i ich powinnam używać, ale co ja poradzę na to, że paznokciem się dużo wygodniej podpycha drucianą owijkę (kto wrappował, to wie o czym mówię). Mimo to co jakiś czas sięgam po mosiądz, bo mi się podoba, szczególnie jak już go trochę patyna złapie.
Jak doskonale wszyscy wiecie kolory takie fotografuje się bardzo trudno. Nie dość, że złoto, to jeszcze perły i masa perłowa. Dlatego poeksperymentowałam trochę z kolorem tła. Sama nie wiem, na którym wygląda najlepiej, podoba mi się brązowe, ale...
Czarne tło:


Zielone tło:


Brązowe tło:


Czerwone tło:


Natomiast w sztucznym świetle dopiero widać jak się to błyszczy:


Ponieważ ma to być komplet z wisiorem to muszę zaprezentować je także razem.
Tak wyglądają na ekspozytorze:


A tak na czarnym tle:


Malachitowa kuleczka na pewno nie stanowi 20 % pracy, ale nie wiem czy złota jest dość. Mam jednak nadzieję, że żabka się kolczykami nie udławi i Danusia zaakceptuje te proporcje.
Jeśli chodzi o mój stosunek do rzeczonego koloru, to z pewnością nie jestem złotolubna. Kiedyś złoto kojarzyło mi się wyłącznie nie z bogactwem, tylko z tandetą, z takim odpustowym "złotym" pierścionkiem, jak ten kataryniarza z piosenki. Uznawałam tylko srebro lub miedź. Dziś nie jestem już tak radykalna (chyba się starzeję), choć nadal za największą zbrodnię uważam oprawianie bursztynu w złoto. Jednak kolor ten toleruję tylko w biżuterii, w dodatku najbardziej podoba mi się lekko spatynowane "złoto" mosiądzu. Nie cierpię złotych dodatków do ubrań (no, chyba, że na Sylwestra), a jeszcze bardziej złota w wystroju wnętrz. Jedyne odstępstwa to świąteczna choinka i wnętrza kościołów.
Szukając natchnienia przejrzałam moje dotychczasowe dokonania w zadanej kolorystyce i  jednak co nieco znalazłam. Nie zamieszczę jednak zdjęć, bo Danusia by na mnie krzyczała (pkt 8 regulaminu), ale mam nadzieję, że za kilka linków głowy mi nie urwie, tym bardziej, że większość tych prac nie była pokazywana na blogu.
Tak więc złoto-złote zrobiłam kiedyś takie łezki, te gwiazdki i całkiem niedawno ten komplecik.
Złoto-białe machnęłam kiedyś te kolczyki i wisior, który stał się pretekstem do dzisiejszej pracy.
Złoto-ecru bardzo niedawno wykonałam ten komplet.
Złoto-czarne, a może raczej czarno-złote zrobiłam dawno temu taki komplet z onyksami i ten koralikowy. No i jeszcze taki hematytowy różaniec.
Wreszcie okazuje się, że nawet było jakieś złoto z fioletem. To wisiorek z ametystami, który zrobiłam kiedyś w prezencie urodzinowym dla koleżanki.
Jeśli by zaliczyć odcienie silver-lined topaz do złotych (a chyba takie są?) to jeszcze były: wachlarzowy komplecik, kolczyki spiralki, łezki z kryształkami, bransoletki: gąsieniczka i "zęby krokodyla", pierścionek z rivoli, wisior "okno" z dodatkami i jeszcze ten "pokręcony" komplecik. Co ciekawe cała ta topazowa kolekcja powstała w dość krótkim czasie z tęsknoty za słońcem, wiosną dwa lata temu, kiedy to przez kilka zimowych miesięcy były może 3 dni słoneczne.

środa, listopada 12, 2014

Emilka

Emilka
Kolejny pająk, ale tym razem nie jakiś bezimienny, abstrakcyjny twór. Pierwowzorem jest wieloletnia rezydentka pracowni biologicznej w krakowskim V LO, przedstawicielka gatunku Brachypelma emilia o wdzięcznym imieniu Emilka. Oczywiście z racji rozmiaru moja Emilka jest mocno schematyczna, ale córka od razu ją rozpoznała.
Emilka zdobi breloczek i dynda przy kluczu oczywiście do pracowni biologicznej. Wykonana jest z koralików TOHO 11/0 i jest czymś pomiędzy sznurem, a kulką koralikową.
Wzór opracowałam własnoręcznie w programie DB-Bead.


Ta dzisiejsza to remake. Pierwszą zrobiłam jakieś dwa lata temu. Nie znałam jeszcze wtedy ukośników, dlatego zrobiłam ją splotem prostym. Przez te dwa lata była na tyle intensywnie użytkowana, że nie wygląda już tak jak kiedyś, dlatego zdecydowałam się w końcu zrobić nową - tym razem bardziej profesjonalnie, czyli ukośnikiem. Oba breloczki wykonane zostały dokładnie z takich samych koralików, w takiej samej ilości i według tego samego schematu. Jednak różnią się od siebie co nieco. To skłoniło mnie do zrobienia małego porównania. Chciałam zrobić im kilka zdjęć razem - niestety okazało się, że brakło mi koralików tła (sztuk 25) i musiałam ten stary najpierw zdemontować. Zatem zdjęcia porównawcze są robione osobno, niestety w trochę różnych warunkach.
Chciałam na ich przykładzie pokazać różnicę jaka występuje przy dzierganiu większych obwodów (w tym kulek) sznurem prostym, a ukośnikiem. Zrobiłam więc z kilku ujęć obu breloczków dwa kolaże dla porównania. U góry stara wersja, na dole nowa:




Na starym breloczku, mimo, że bardzo się starałam nie udało ni się uniknąć "wpadania" koralików do środka, na ukośniku ten problem w ogóle nie istnieje i nie jest to kwestia wprawy, tylko zastosowanej techniki.


Ukośnikowy breloczek wyszedł trochę większy i zdecydowanie mniej sztywny. W starym wypełnienie stanowiły 3 kulki plastikowe 10 mm wyglądało to dość dobrze. W nowym jak dałam 3 kulki to pojawiło się "taliowanie", dlatego musiałam zmienić koncepcję i wypełniłam końcówki kulkami 12 mm, a środek dość sztywną silikonową rurką. Mimo to breloczek nie jest aż tak sztywny, jak ten stary.


Również końcówki (miejsca dodawania i redukcji koralików) wyglądają inaczej. W pierwszej wersji nie udało mi się zrobić ich zbyt pięknie, bo koraliki ustawione na wprost nie chcą się tak ładnie układać, szczególnie przy redukcji, dlatego dlatego musiałam dołożyć talerzyk, by to zamaskować, w tej nowej zrezygnowałam z tego dodatku, bo nie było takiej potrzeby.


Oczywiście dodatkowo stary breloczek nosi liczne ślady użytkowania, w tym kilka brakujących koralików, które pękły i się rozsypały oraz mocno rozchwierutana szpilka "nośna". Ale tak naprawdę jedyna różnica między nimi tkwi w zastosowanym ściegu: prosty/ukośnik.
Wybór zależy od grubości dzierganego sznura. Według mnie wartością graniczną jest 8 koralików w rzędzie - to znaczy sznury do 8 powinno się robić ściegiem prostym, a od 8 i kulki tylko ukośnikiem. Ale to jest tylko moje osobiste zdanie.

To jeszcze tradycyjnie zastosowane materiały: TOHO 11/0 w kolorach: Opaque-Lustered Mint Green, Opaque-Frosted Jet i Inside-Color Jonquil/Burnt Orange Lined. W środku zamknięte 2 plastikowe kuleczki o średnicy 12 mm i ok 2 cm kawałek silikonowej rurki o podobnej średnicy.

poniedziałek, listopada 10, 2014

Trochę inne spojrzenie na gumki

Trochę inne spojrzenie na gumki
Z pewnością większość z was zetknęła się z loom bandsowym szaleństwem. Wystarczy mieć dzieci w odpowiednim wieku. Moja najmłodsza córka intensywnie zaplata te gumeczki od kilku miesięcy i stale mnie pyta: A kiedy ty wreszcie spróbujesz? No i nadarzyła się taka okazja.
Dzięki wygranej w "Trudnym wyzwaniu" zostałam zaproszona na gościnne występy na blogu Craft Style. Miałam pokazać dwie inspiracje, które można wykonać z materiałów zakupionych w ich sklepie. Decyzja nie była wcale łatwa, bo nie jest to sklep biżuteryjny, tylko jak sama nazwa wskazuje craftowy. I kiedy tak czekałam na natchnienie, pojawiły się w ofercie zestawy Rainbow Looms. To było to. Ku uciesze mojego dziecka złapałam za krosno i gumeczki.
Początkowo myślałam zrobić coś prostego, ale efekt wydawał mi się niezadowalający. Sięgnęłam więc po koraliki i uplotłam trzy gumkowe bransoletki z dodatkiem koralików. Oto one:


Pierwsza wykonana jest najprostszym splotem tzw. „łańcuszkiem”, ale dzięki wkomponowaniu w nią perełek nabrała zupełnie nowego charakteru. Wykorzystałam w niej białe gumeczki i niebieskie plastikowe perełki:


Najlepiej prezentuje się, gdy jest lekko naciągniąta:



Wzór drugiej to „rybi ogon”, również jeden z łatwiejszych splotów, urozmaicony koralikami. Uplotłam ją z seledynowych neonowych gumek z brokatem i zielonych koralików Preciosa ze srebrzonym środkiem:


Na białym tle widać jak na dłoni, że to neon:


A tak to wygląda z bliska:



Trzecia to potrójny łańcuszek z dodatkiem dużych szklanych koralików. Zastosowanie czarnych gumeczek i intensywnie czerwonych koralików Preciosa nadało jej prawie wieczorowego charakteru:



Gumkowe bransoletki plecie się bardzo łatwo i szybko. Poza tym nie potrzebują one zapięcia, bo są bardzo rozciągliwe. Wystarczy oba końce spiąć specjalnym łącznikiem:


Powyższe bransoletki wystąpiły jako moja pierwsza inspiracja na blogu Craft Style, tutaj.

A teraz chciałam wrócić do mojej córki. Jak już wspomniałam zaplata gumeczki już od jakiegoś czasu. Zrobiła z nich już mnóstwo bransoletek, kilka stworków, a nawet smoka. Po okresie odtwarzania wzorów z dostępnych tutoriali, ostatnio zaczęła również wymyślać swoje własne. Już dawno chciałam tu pokazać jej dzieła, ale stale nie było czasu, żeby popstrykać im zdjęcia. W końcu się udało. Oto więc niektóre jej dokonania w temacie loom bands:
Trochę bransoletek (niektóre jeszcze nie wykończone):


Bransoletka "łuska smoka", z której jest najbardziej dumna:


Piesek do założenia na ołówek lub długopis:


Bajecznie kolorowy smok:


I jednorożec:


Oczywiście to nie wszystko co zrobiła. Przynajmniej drugie tyle bransoletek noszą jej koleżanki. A ostatnio nawet załapała się na fuchę gumkowej instruktorki. Wspólnie z dwoma koleżankami miały poprowadzić lekcję techniki i nauczyć klasę zaplatania gumek. Mimo lekkiego początkowego przerażenia i tremy wszystko poszło dobrze.

Ponieważ Betka zdziwiła się, że to się plecie na krośnie -  to nie jest takie samo krosno jak tkackie, wygląda tak:

(zdjęcie pochodzi ze strony Merlin.pl)

PS. Chciałam jeszcze bardzo podziękować wszystkim, co trzymali za mnie kciuki, bo chyba dzięki nim moja bransoletka z pajączkami wygrała kilogram koralików :)

czwartek, listopada 06, 2014

Tygrzyk paskowany

Tygrzyk paskowany
A ja znowu plotę pająki...
Moja córka postanowiła zrobić na prezent urodzinowy dla koleżanki Łapacz Snów i zamówiła sobie do niego pajączka. Podobnego do tych z jej bransoletki. A właściwie to miał być podobny do tygrzyka paskowanego. No to zrobiłam:


Jest trochę większy od tamtych i podobno wygląda jadowicie :)
Hmm... Czy zauważyłyście, że kolaże są zaraźliwe?

Pierwsze zdjęcia zrobiłam przy sztucznym świetle:



We wtorek rano była jednak tak piękna pogoda, że załapał się jeszcze na sesję w plenerze:
Oto zamaskowany w ogniku czai się na swoją ofiarę:


Na jałowcu zdecydowanie za bardzo rzucał się w oczy:


I odrobina romantyzmu - z jedną z ostatnich róż w tym sezonie:


Tym razem odwłok zrobiłam z plastikowego koralika w kolorze bursztynu, głowotułów z koralików TOHO 11/0 i 8/0 w kolorze Matte-Color Dark Copper, a nogi to Bugle 3mm Metalic Iris Brown i TOHO 11/0 Inside-Color Jonquil/Burnt Orange Lined oczywiście na mosiężnych drucikach. Tym razem obyło się bez ofiar :)
Powiem coś jeszcze -  to nie ostatni pająk. Niebawem możecie oczekiwać kolejnego!

Chciałam jeszcze tylko pokazać, jak tygrzyk zaprezentował się na łapaczu snów, ale po tym, co działo się wczoraj u mnie nie mogę o tym nie opowiedzieć. Wczoraj wieczorem córka kończyła swoje dzieło. I wiecie do jakiego wniosku doszłam? Że mój proces twórczy przebiega w idealnym porządku. Bo wczoraj wyglądało to tak: cała moja kolekcja drewnianych koralików zajmowała kanapę, stół szczelnie zaścielony był piórkami. Nie wolno było dmuchać, wykonywać gwałtownych ruchów i nawet nie chcę myśleć co by było, gdyby ktoś kichnął. W "wolnych" miejscach czaiły się sznurki, nitki i wypalarka do drewna. Pomiędzy tym wszystkim krążyła moja córka rzucając co chwilę pytania w stylu: "mamo, nie wiesz gdzie położyłam igłę (sznurek, koralik, piórko...)?" Pozostali domownicy pękali ze śmiechu, starając się przy tym nie robić wiatru :) Po prostu Sajgon czystej wody. Ale efekt końcowy chyba wart tego zamieszania. Prezentuję więc łapacz snów autorstwa mojej córki:


Obiekt bardzo krnąbrny przy fotografowaniu. Chyba sporo snów musi mi się po chałupie plątać, bo ani na moment nie chciał znieruchomieć i cały czas się kręcił :)
No to lecę łapać za odkurzacz, by spacyfikować te resztki piórek, które mi jeszcze wszędzie latają :)

A tak w ogóle to czytając wasze komentarze do posta z pajączkową bransoletką doszłam do wniosku, że biżuteria odpowiednio dobrana do okoliczności mogłaby być niezłym środkiem terapeutycznym przy leczeniu różnych fobii :) No bo większość z was pisze, że nie lubi pająków, albo wręcz się ich boi, ale te na bransoletce to by chętnie na rękach nosiła.
Copyright © Z kociołka czarownicy , Blogger