W międzyczasie porobiłam trochę zdjęć podczas tego procesu i teraz Wam je pokażę.
Ale najpierw musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: Po co właściwie oksydujemy? Otóż oksyda po odpowiednim przetarciu wydobywa nam z metalowych przedmiotów trzeci wymiar. Uwidacznia i podkreśla ich fakturę i głębię. Szczególnie jest to widoczne w przypadku wire-wrappingu i rzeczy repusowanych lub grawerowanych.
Omówię tu metodę najprostszą i najtańszą, która nie wymaga żadnych specjalistycznych urządzeń itp. Jako modele posłużą mi srebrne kolczyki wire-wrapping:
I takiż miedziany komplecik:
Na powyższych zdjęciach jeszcze przed oksydowaniem.
Potrzebować będziemy preparatu o wdzięcznej, acz skomplikowanej nazwie: "kąpiel do czernienia srebra na zimno". Wygląda to tak:
Taka buteleczka o poj. 80 ml kosztuje kilkanaście złotych i wystarcza na bardzo długo. Ja swoją (na zdjęciu) kupiłam jakieś pięć lat temu i jeszcze całkiem sporo jej zostało. Używam jej do srebra i do miedzi. Musimy też przygotować jakiś niewielki pojemniczek, w którym przeprowadzimy ten proces. Lepiej, żeby nie było to nic z naczyń kuchennych. Ja używam pudełka po margarynie.
Do pojemniczka wlewamy odrobinę preparatu, dosłownie kilka kropel. O, tyle:
I trochę wody. Tyle, żeby zakryło cały oksydowany przedmiot. Tak wyglądają srebrne kolczyki tuż po wrzuceniu do roztworu:
A tak po kolejnej minucie:
W instrukcji na opakowaniu zalecają przed wrzuceniem do roztworu przedmiot odtłuścić, a nawet wytrawić. Ja zazwyczaj tego nie robię, bo i tak potem to przecieram. Jednak jeśli chcemy uzyskać całkiem czarne srebro to trzeba to zrobić. Normalnie wystarczy 1-2 minut w kąpieli, dla wzmocnienia efektu można ten czas trochę wydłużyć, albo dodać ciepłej wody, zamiast zimnej. Można też nanieść punktowo nierozcieńczony preparat pędzelkiem.
Po wyciągnięciu oksydowanego przedmiotu z kąpieli (lepiej nie robić tego rękami, tylko np, pęsetą) należy go dobrze opłukać i wysuszyć. Teraz nasze kolczyki wyglądają tak:
Pozostało już tylko przetrzeć i wypolerować. Najwygodniej użyć do tego specjalnej ściereczki. Można takie kupić w niektórych sklepach jubilerskich. Tak to wygląda:
Ale może to też być drobna pasta polerska, lub ściereczka nasączona płynem do czyszczenia biżuterii. Przecieramy aż do uzyskania satysfakcjonującego nas efektu.
A tak będzie wyglądać Wasza ręka podczas tej czynności:
Na szczęście łatwo się to zmywa wodą.
Z kolei paznokieć to skutek walki z drucikami. Wyrób biżuterii to nie jest czysta, ani lekka robota, oj nie...
Tu macie porównanie jak wygląda srebro przed (po prawej) i po (z lewej) przetarciu. W rzeczywistości różnica ta jest wyraźniejsza, ale aparat widzi to trochę inaczej.
Jeszcze drugi i... tadam! kolczyki gotowe. Zoksydowane, przetarte i wypolerowane. W zagłębieniach srebro pozostało ciemniejsze, a elementy wypukłe są całkiem jasne. To właśnie powoduje ów efekt głębi, o którym wspominałam na początku:
To było srebro. Jak już wspomniałam miedź traktuję dokładnie tak samo, ale na niej to wszystko widać dużo wyraźniej. Oksyda mocniej łapie, a i po przetarciu różnice w kolorze są dużo większe:
Zresztą miedź ciemnieje i bez oksydowania. Wisiorek zrobiłam jakiś tydzień wcześniej, kolczyki są świeżutkie. Już widać różnicę, a po kilku dniach noszenia byłaby jeszcze większa.
Żeby miedź nie ciemniała i pozostała taka różowa czasem zabezpiecza się ją specjalnym preparatem, z kolei srebro może być rodowane. Takich półfabrykatów nie da się zoksydować.
Wszystkie zdjęcia starałam się robić w takich samych warunkach (miejsce, oświetlenie, ustawienia aparatu), ale jednak nic nie zastąpi bezpośredniej konfrontacji. Dlatego zrobiłam też coś takiego. Na jednym zdjęciu: miedź czysta, po wyjęciu z oksydy i wypolerowana.
Oczywiście oksyda do srebra to tylko jedna z mozliwości. Ostatnio miałam okazję wypróbować specjalną patynę do miedzi, o taką:
(zdjęcie pochodzi ze strony
sklepu)
Preparat jest dedykowany przede wszystkim do glinek art clay ze szczególnym naciskiem na technikę mokume gane, ale z drucikami poradził sobie równie dobrze.
W tym przypadku postępowanie wygląda trochę inaczej. Na początek trzeba odtłuścić przedmioty przeznaczone do patynowania. Oto biżuteria w wersji surowej:
Po odtłuszczeniu (ja to robię płynem do naczyń) trzeba włożyć je do gorącej wody i zagrzać. Najlepiej postawić garnczek z gorącą wodą na kuchence, na niewielkim grzaniu, żeby była gorąca przez dłuższy czas. Zagrzaną miedź wyciągamy z wody i przecieramy nierozcieńczoną patyną przy pomocy patyczka kosmetycznego lub małego pędzelka. Gdy wystygnie (a dzieje się to dość szybko) wrzucamy z powrotem do gorącej wody i proces ten powtarzamy tak długo, aż nie osiągniemy pożądanego efektu. Można nanieść preparat na całą powierzchnię lub tylko jej wybrane fragmenty. Ja starałam się pokryć patyną całość, ale i tak nie wyszło zbyt równo:
Jednak po wypolerowaniu nierówności zniknęły:
Za to otrzymałam miedź lekko tylko przyciemnioną, z zachowaniem jej ciepłego odcienia brązu. Podobny efekt osiągnęłoby się po pewnym okresie noszenia tej biżuterii bez patynowania.
Oto jak wygląda różnica pomiędzy miedzią oksydowaną płynem do czernienia srebra (po prawej), a patyną do miedzi (po lewej) - druty dokładnie te same:
W sklepach można spotkać jeszcze oksydę do srebra brązową i tęczową (obie na gorąco). Preparatów do barwienia miedzi jest jeszcze więcej. Jak by ktoś był zainteresowany to trafiłam na wykaz receptur przeznaczonych do barwienia metali kolorowych na różne kolory, mogę się podzielić.
I to by było na tyle... Jeśli macie jakieś pytania - chętnie odpowiem.
Gotowe kolczyki srebrne pokazywałam
tutaj, miedziany komplecik z kaboszonami
tutaj, ostatni - miedzianą pipę knot
tutaj.