Miesiąc się kończy, a mnie nie udało się jeszcze zaprezentować pracy w moim ulubionym kolorze: lazurowym. Mowa oczywiście o pracy na Cykliczne Kolorki. Oto banerek:
Kiedy Danusia ogłosiła kolorek na czerwiec od razu wiedziałam, co będę chciała zrobić. Wiedziałam też, że musi to trochę potrwać, a mimo to przeliczyłam się i ta właściwa praca jest jeszcze w piecu. Na szczęście miałam też coś już gotowego do pokazania:
Może lazuru jest tu trochę mniej jak chciałam, ale chyba wystarczy?
Jednak zanim opiszę tę pracę dokładniej, muszę się Wam przyznać czym się bawię od kilku miesięcy. Otóż w sąsiedniej wsi od kilku lat działa Galeria Sztuki. Bardzo klimatyczne miejsce. Tu możecie przeczytać więcej na jej temat. To bardzo niedaleko od Krakowa, więc jeśli ktoś z Was ma chęć, to polecam tam zajrzeć. Oprócz zwykłych ekspozycji obrazów i rzeźb, bardzo dużo się tam dzieje. Przy Galerii działa przedszkole artystyczne, Poza tym organizowane są tam kameralne koncerty, wieczory poezji i przede wszystkim warsztaty artystyczne dla dzieci i dorosłych. Wszystkie moje córki kiedyś chodziły tam na jakieś zajęcia, w końcu przyszła kolej i na mnie. To spełnienie moich marzeń, bo aktualnie uczymy się tam ceramiki. Intensywnie lepimy i szkliwimy, a potem z niecierpliwością czekamy na to, co wyjdzie z pieca. A zaskoczenia są na każdym kroku. I te pozytywne i te negatywne. Na szczęście tych pozytywnych więcej 😁.
Początkowo wszyscy robili tylko miski, miseczki, talerzyki i takie tam, ale ja stwierdziłam, że muszę znaleźć sposób jak to wykorzystać do biżuterii. Mam już sporą kolekcję rzeczy do pokazania, miej lub bardziej udanych, ale dziś będzie tylko lazurowy komplecik.
Strukturalny wzór powstał w wyniku "wprasowania" serwetki w mokrą glinę. Na tych zdjęciach trochę lepiej to widać:
A szkliwienie to jedna wielka loteria. Z tego efektu przetarcia jestem akurat bardzo zadowolona, choć nie wiem, czy potrafiłabym go powtórzyć.
więc pokazuję obie pary.
Taka ceramika to kapitalna sprawa. Wciąga jak nie wiem. A najgorsze i jednocześnie najciekawsze jest to, że jak się coś robi, to trudno przewidzieć efekt końcowy. Najpierw formuje się kształt z gliny. Po solidnym wysuszeniu wypala się to w piecu, gdzie czasem coś pęknie lub odpadnie, albo się powygina. Jednak kiedy się zrobi to starannie, to efekt jest raczej przewidywalny. Zupełnie inaczej sprawa się ma ze szkliwieniem. Tutaj to już kompletnie nie wiadomo co wyjdzie. Po pierwsze "surowe" szkliwa mają zupełnie inne kolory jak po wypaleniu, maluje się więc trochę "na ślepo". A po drugie szkliwa w piecu ożywają: tu się coś zleje, tam wymiesza, w dodatku potrafią reagować ze szkliwami z przedmiotów obok i... No po prostu nigdy nie wiadomo, co z tego wyjdzie. Najtrudniejsze w tym wszystkim jest czekanie. Warsztaty odbywają się raz w tygodniu. Więc najwcześniej po dwóch tygodniach można zobaczyć efekty swojej pracy. Jednak glina przed wypałem musi naprawdę dobrze wyschnąć, a piec idzie w ruch dopiero wtedy gdy jest pełny wsad. Oczywiście osobno sama glina, osobno ze szkliwem. Tak więc czasem czas oczekiwania przedłuża się do trzech, a nawet czterech tygodni. I właśnie na taki poślizg załapały się moje właściwe "lazury". Jeśli wypał ze szkliwem się powiedzie to niebawem i je pokażę. A na razie jeszcze jedno zdjęcie rodzinne lazurów "zastępczych":
Jeszcze wypadałoby napisać coś o moim stosunku do koloru lazurowego. Jest to zdecydowanie mój najulubieńszy z ulubionych. Lubię wszystkie odcienie niebieskiego, ale te turkusowe i lazurowe są zdecydowanie na pierwszym miejscu. Aby się o tym przekonać wystarczy zajrzeć do mojej szafy, albo do kasetki z biżuterią 😀.
A, i jeszcze jedno. Te warsztaty to taka moja odskocznia od rzeczywistości. Choćby się waliło i paliło to nie odpuszczam. Od kiedy zaczęłam na nie chodzić (w marcu) opuściłam tylko jedne. Czyli to już czwarty miesiąc. Właściwie w każdym z tych miesięcy powinnam moje ceramiczne warsztaty zgłaszać do zabawy u Eli, ale jakoś ciągle nie mogłam się zdobyć na porobienie zdjęć. Niniejszym więc oświadczam, że tak się dopieściłam w czerwcu, i w maju, i w kwietniu, i w marcu 😜. A może w lipcu uda mi się przygotować jakąś obszerniejszą fotorelację.